PMI polskiego przemysłu wyniósł w marcu 54,3 pkt, co stanowi istotny wzrost w porównaniu do danych z lutego (53,4 pkt) – podał IHS Markit.
Komentarz dr Sonii Buchholtz, głównej ekonomistki Konfederacji Lewiatan
Chociaż wskaźnik jest wyraźnie powyżej neutralnego progu 50 pkt i rośnie, co jest powodem do zadowolenia, to warto nadać tym danym odpowiedni kontekst, który optymizm nieco studzi.
Przede wszystkim, po flashu PMI dla Niemiec z rekordowym 66,6 pkt można było spodziewać się, że nasze przetwórstwo bardziej skorzysta z rozkręcającego się niemieckiego przemysłu i poprawiającego się stanu usług. Tymczasem w marcu ten efekt jest widoczny (wskazują na niego respondenci – zamówienia zza granicy rosną), chociaż oczekiwalibyśmy jego większej skali. Być może zobaczymy go w kwietniu, bo nie tylko Niemcy, ale również Francja i peryferia strefy euro notują zbliżony trend wzrostowy.
Większym problemem się ograniczenia podażowe. Surowce i materiały nie zawsze trafiają na czas, a trzecia fala pandemii nie oszczędza pracowników (zarówno z powodów zdrowotnych, jak i opieki nad dziećmi; nawet wzrost zatrudnienia nie jest w stanie tego zrekompensować). W efekcie, duży pozytywny wkład we wzrost PMI mają zaległości, które właściwie powinny być traktowane jako zjawisko negatywne. Konsekwencją zaległości jest sięganie po wyroby gotowe.
Skutkiem ubocznym ograniczeń podażowych przy rosnącym popycie jest także wzrost cen. Dotyczy ono materiałów (tu należy dodać również wysokie koszty transportu oraz bardzo słabego złotego), ale w konsekwencji również produktów. Okresy wysokiego popytu to oczywisty moment na podnoszenie marż, które w ciągu ostatniego roku zostały bardzo okrojone. Marże budują poduszkę finansową na wypadek dalszych wzrostów cen surowców, wzrost kosztów pracy czy negatywny scenariusz pandemiczny wynikający np. z pojawienia się odpornego i zakaźnego szczepu koronawirusa. Ten ostatni czynnik skutecznie studzi optymizm menedżerów logistyki.
Konfederacja Lewiatan