Rząd brytyjski przedstawił propozycję nowego reżimu celnego, który ma wejść w życie od 2021 roku, jeśli nie zostanie wypracowany inny scenariusz porozumienia UE-UK.
Propozycją reżimu celnego Wielka Brytania realizuje znane już ambicje polityczne – sygnalizuje powstanie systemu skrojonego na potrzeby brytyjskich producentów i konsumentów. Z drugiej strony, jeśli weźmiemy pod uwagę, że globalna pandemia doprowadzi do skrócenia łańcuchów, dywersyfikacji dostawców i przenoszenia strategicznych branż bliżej, to ogłoszenie propozycji jest czytelnym sygnałem, że Wielka Brytania chce stanąć w szranki w tej konkurencji. W przeciwnym razie zostanie pominięta.
Na trzy cechy propozycji warto zwrócić szczególną uwagę:
1. Podniesienie stawek na dobra określane jako strategiczne przez Wielką Brytanię oraz niższe dla pozostałych. Przy czym za rynki strategiczne Wielka Brytania uznaje te, w których występuje rodzima produkcja, a jej zabezpieczenie jest uznane za zasadne. Obniżka w pozostałych przypadkach ma z kolei przynieść obniżenie kosztów życia Brytyjczyków, oraz kosztów produkcji dla dóbr stanowiących elementy międzynarodowych łańcuchów dostaw.
Ale czy tak ostatecznie się stanie, to dosyć wątpliwe. Nie należy spodziewać się rewolucji w dotychczasowej strukturze eksportu do UK, bo handel w dużej mierze determinowany jest przez dystans przestrzenny. Dla Polski duże znaczenie ma to, że za strategiczne branże uznano produkcję żywności i przemysł samochodowy. W przypadku żywności jest praktycznie pewne, że nie da się zastąpić dóbr unijnych dobrami z innych części świata (zwłaszcza w krótkim okresie), ani tym bardziej brytyjską rodzimą produkcją. Może się więc okazać, że Brytyjczycy nadal najwięcej będą konsumować dóbr z kontynentu, ale staną się one droższe. W przypadku samochodów nałożenie ceł oznacza efektywnie wzrost ceny samochodów, ale tu akurat cena nie jest jedynym kryterium zakupu. To drażliwy temat dla Brytyjczyków, którzy po Brexicie stracili część inwestycji – ewentualny scenariusz no deal tylko pogorszy ich sytuację.
Swoistą szansę mogą stanowić rynki, których Wielka Brytanie nie uznaje za strategiczne, i w przypadku których obniża cła – np. AGD, farby, produkty higieniczne i kosmetyczne, czy leki. Tu Polska ma już przetarty szlak jako producent i eksporter. Warto to wykorzystać. Może się jednak stać tak, że obniżka ceł zostanie zjedzona przez kurs.
2. Wyjątek stanowi ograniczenie taryf dla zielonego importu – efekt ponadpartyjnego konsensusu co do transformacji energetycznej. O takich korzystnych okolicznościach piszemy w raporcie „Impuls energii dla Polski” – jeśli w najbliższym czasie polscy producenci zajmą odpowiednie nisze, rynek brytyjski będzie stać otworem.
3. Prostota i transparentność stawek – naturalnie sprzyjające biznesowi, ale zarazem stawiane jako przeciwieństwo procedur europejskich.
Na koniec warto pamiętać o jeszcze jednej kwestii: poza cłami Wielka Brytania dysponuje jeszcze barierami pozataryfowymi – w szczególności standardami czy procedurami, które mogą efektywnie utrudnić nam eksport dóbr. W świetle wszystkich analiz, zastosowanie tego typu narzędzi pociąga za sobą istotnie większy koszt ekonomiczny niż cła – nawet w wariancie, w którym one rosną.
Konfederacja Lewiatan